No nie idzie nam w tym sezonie. Czailiśmy się od kwietnia na wiosenne bolenie pod elektrociepłownią, ale modernizacja tej ostatniej sprawiła, że ciepła woda płynie sporadycznie. A bez niej z miejscówki robi się kawałek rzeki jak każdy inny. Henio zawzięcie jeździł i trafił ze dwa dni, że coś się działo, ale ogólnie bryndza na całego. Bolenie rozlazły się po całej rzece, pływają jak kaczki to tu, to tam i nijak nie można ich namierzyć.

Elektrociepłownia i most kolejowy przy niej to było jedyne sensowne miejsce na bolenie z łódki w naszej okolicy. Woda w rzece praktycznie stoi i nie ma typowych boleniowych miejscówek, jakichś warkoczyków i takich tam. Może bliżej elektrowni, na Lodowisku czy przy Kaczej Wyspie coś by się działo, ale postawili zakazy i nie możemy tam wpłynąć.

Pod mostem kolejowym przy elektrociepłowni zamiast okazałych boleni biorą tylko maleńkie okonki. Katastrofa! 🙂

Niespecjalnie mogę podejmować jakieś piesze wyprawy czy przenieść się z łódką na inny odcinek rzeki, więc chyba tej wiosny już się boleni nie nałowię. Aura też nam jakoś niespecjalnie sprzyja. Pogoda jak dotąd deko parszywa była – Henio o tym napisał w swoim poście „Zachodni wiatr”. Była, ale od piątku miała się odmienić. I to na lepsze 🙂 Zapowiedzieli ciepełko, lekki wiaterek, wiosnę na całego.

Od rana w piątek faktycznie pięknie, i to przez co najmniej pięć „ę” 🙂 Jedziemy! Dobici dotychczasowymi wynikami, w akcie desperacji, rezygnujemy z boleni. Postanawiamy złowić „cokolwiek”. W praktyce oznacza to dłubanie okoni. Oprócz okoniówek zabieramy po cięższym kiju na szczupaka. To pewne novum, bo raczej w maju szczupaków nie łowimy. Później pada ich zawsze sporo na trolling, więc nie ma co się spinać. Wolimy od szczupaków majowe bolenie, ale z tymi ostatnimi cienko, więc czas przeprosić się z zębatymi.

Pogoda w piątek pięęęęękna. Płyniemy! 🙂

Plan mamy prosty. Objeżdżamy co lepsze miejscówki, smalimy kontrolnie kilka razy czymś na szczupłego, a potem do boju zestawy na okonie. Zaczynamy od elektrociepłowni. Kilka dni wcześniej wydłubałem tam spod mostu z kilka okonków, więc liczymy na jakiś sukces. Ale żadnych takich. Z okoniami lipa, o szczupaku też tam nikt nie słyszał. Przenosimy się w dół rzeki. Obiecujący jest odcinek od portu miejskiego do końca cypla, ale tam już grasują dwie ekipy i nie ma dla nas miejsca. No to pod trzciny, gdzie zawsze padają jakieś szczupaczki.

 

Okonki spod trzcin. Było tego znacznie więcej, i to ładniejszych. Niestety pstryknąłem o raz za dużo wyłącznikiem kamery. Nie nagrywam cały czas, ale włączam kamerkę jak co wyciągamy. Po fakcie okazało się, że przez dłuższy czas było odwrotnie. Zamiast ryb puste przebiegi z naszą gadaniną 🙂

Przy trzcinach, w pierwszej zatoczce, też szczupaków nie widać. Za to pojawiły się okonki. Nie tam jakieś wielkie stada i brania w każdym rzucie, jak wczesną wiosną, ale coś się wreszcie dzieje. Łowię tak jak lubię najbardziej, z opadu na najmniejsze predatorki. Wyciągam ponad dziesięć okonków, w większości nawet dość przyzwoitych, takich 20-25 cm. Okonie reagują tylko na szybko opadającą przynętę, więc mimo płycizny i maleńkich przynęt łowię na główki piątki. Prowadzenie przynęty to spore wyzwanie techniczne, bo pełno tu zaczepów.

Łowię na predatorki 3,5 cm na główkach 5g. Na lżejsze okonie nie reagują

Heniowi idzie znacznie słabiej. Te wyzwania techniczne trochę go przerosły. Z początku łowi na coś, co nazywa dropshotem. Co rzut, to zaczep i rwie zestaw za zestawem. Próba łowienia z opadu daje podobny rezultat. Wizytę pod trzcinami kończy z jednym chyba okonkiem. W sumie to woda na mój młyn – mam okazję do czynienia szyderczych uwag i wkurzania Henia 🙂

Ja łowię, a Henio tylko co i rusz dowiązuje w miejsce zerwanego nowy zestaw. Słabo mu coś idzie, mogę mu trochę podokuczać 🙂

W końcu brania zanikają. Przestawiamy się ze dwa razy, ale bez specjalnego efektu. Czas zmienić miejsce. Płyniemy na wypłycenia przy bojach przed mostem kolejowym, ale tam tylko jeden okonek i masa zaczepów. Widzimy, że gość łowiący z pontonu przy cyplu się wyniósł, więc zajmujemy jego miejsce

Przy bojach słabo. Jeden okonek i setki zaczepów

Decyzja wyjątkowo celna, bo pozwala Heniowi powrócić do grona prawdziwych fachowców. Na ściągniętego z chin potworka, takiego dziwacznego woblera-zawieszkę, wywala szczupaka! Potwór to nie był, 53 cm, ale po dniu rwania i wiązania zestawów sukces jak byk! Od razu mu humor wrócił, co widać na zdjęciu poniżej 🙂

Ucieszony Henio. Właśnie powrócił do grona prawdziwych fachowców 🙂

Zdjęć holu (he, he, jaki szczupak, taki hol 🙂 ) i samego szczupaczka nie publikuję. W zamian poniżej filmik z całego zajścia. Głównie o rozplątywaniu siatki podbieraka, bo Henio zażyczył sobie obsługę full wypas 🙂

Pierwszy szczupak Henia i w ogóle naszej ekipy w tym sezonie 🙂 Maluszek, ale sztuka się liczy – sezon szczupakowy rozpoczęty!

Po sukcesie Henia przy szczycie cypla przesuwamy się w stronę Portu Miejskiego. Bez efektów, Henio ma tylko stuknięcie na tego chińskiego koszmarka. Dopiero przy wejściu do portu zaczyna się coś dziać. Mam puknięcia w szczupakową gumę, ale nie mogę zaciąć. Wygląda, że to okonki. Chętne do współpracy, ale nie radzą sobie z dużą gumą. Przechodzę na okoniówkę i od razu wyciągam okonka. Niestety haniebnego maluszka. Do akcji wchodzi także Henio. I to w wielkim stylu! Uzbroił kij do bocznego troka i dwa rzuty, dwa okonie. Chwila przerwy i melduje się kolejny. Zaczyna odrabiać straty spod trzcin.

Maluszek z wejścia do Portu Miejskiego

Przy Porcie Miejskim Henio na boczny trok zaczyna odrabiać straty. Okonki biorą tak, że do wyciągnięcia przynęty potrzebna jest zaawansowana mordoplastyka 🙂

Zapowiada się, że jeszcze połowimy, ale pojawia się pchacz z barkami i spędza nas z miejscówki. Po parunastu minutach wracamy, ale już jest pozamiatane. Pchacz swoimi manewrami sprawił, że okonie się gdzieś wyniosły. Rzucamy chwilę, ale ani skubnięcia. Czas kończyć. Wracamy bez żalu, choć jeszcze moglibyśmy chwilę połowić. Dzień uznajemy za ze wszech miar udany. Wreszcie prawdziwa wiosna i pogoda, jaka przystoi tej porze roku. I jakieś ryby na koncie. Po prawdzie, to w rozmiarach haniebnych, ale po dniach koronawirusa, zimnego wschodniego wiatru i ogólnego niefartu nawet taka drobnica cieszy 🙂

 

Wujek Janek 🙂