Tydzień temu chwycił mróz i na tempo ściągaliśmy z wody łódkę. Zatoka cała zamarzła, lód miał już ze dwa centymetry i wyglądało, że następne łowienie to dopiero wiosną. A tu psikus. W tygodniu powiał silny i dość ciepły wiatr. Wywiad elektroniczny, czyli telefon do pomieszkującego na cumującej na Zatoce barce Szatanisty, doniósł, że lodu nie ma i można łowić. Nie było się co zastanawiać. Jedziemy!

Na Zatoce głównie gnębimy okonie, ale w tę sobotę postanowiłem dać garbusom spokój i przetestować swoje nowe boleniowe zawieszki. Bolki lubią tam wpływać za drobnicą i liczyłem, że zakończę rok jakąś konkretniejszą zdobyczą. Niestety, z bolkami lipa. Kilkadziesiąt rzutów i zero efektów. Trzeba się było przeprosić z pasiastymi. Te nie zawiodły. Brały i z pomostu, i z brzegu koło Tytanika. I w moim ulubionym rogu. Mimo, że woda miała ok. czterech stopni, to okonie nie były ospałe i żerowały całkiem przyzwoicie. Dokładnie, to wykazywały dużą chęć do złapania przynęty. Z połknięciem jej już tak dobrze nie było. Łapały za ogon predatora i  dalej nie połykały. Puknięcie, chwilę ciągnę okonka i spad. Łowiłem z opadu, na dość pancerny kij, który wziąłem z myślą o boleniach. Łowiąc z pomostu, by dorzucić do okoni, musiałem założyć też nieco cięższą główkę i na metrowej wodzie niespecjalnie to wszystko współgrało.

Poniżej dwa spośród okonków złowionych z pomostu.

Okoń złowiony z opadu

Okoń złowiony na Predatora Mannsa

Lepiej poszło mi w rogu Zatoki. Tu nie trzeba daleko smalić, bo okonie trzymają się brzegu. Lżejsza główka i najmniejszy Predator zrobiły robotę. Dało się łowić bez specjalnych problemów i nadłubałem trochę pasiastych. Jakichś rozmiarowych rewelacji nie było, ale też nie brały takie wielkości małego palca. Sami możecie z resztą zobaczyć na filmiku poniżej 🙂

Zacząłem pisać w przekonaniu, że to relacja z ostatniej w tym roku wyprawy na okonki. Ale zerknąłem na prognozę pogody i od piątku znowu ocieplenie. Może się jeszcze przed Sylwestrem wyskoczy nad wodę?

Wujek Janek 🙂