Po wczorajszych dwóch 50takach Wujka Janka mieliśmy obaj cichą nadzieję że może coś się wreszcie wędkarsko “ruszyło” na naszym odrzańskim łowisku.

Dzisiaj tę nadzieję zamieniłem w (niemal) pewność bo, pomimo braku oznak żerowania boleni, miałem w ciągu niespełna dwóch godzin trzy rapki na haku, z czego wyjąć i uwiecznić udało się niestety tylko jedną, na szczęście tą najbardziej okazałą.

Hol bolenia Odra

Najwyraźniej bolenie wróciły już z tarła i, mimo przeraźliwie zimnej wody ( w głównym korycie nieco ponad 5C), zabrały się raźno  do odbudowy nadwątlonych zapasów tkanki tłuszczowej.

Co roku sezon wędkarski tak naprawdę otwiera  dopiero pierwsza “prawdziwa” ryba,  a dotychczasowe zdobycze w postaci okonków wielkości małego palca u nogi czy leszczyka- gruźlika  trudno było przecież traktować poważnie.  Tegoroczna inauguracja nastąpiła więc dziś, wprawdzie o kilka tygodni później niż w latach poprzednich ale nie mam prawa narzekać- zwykle  pierwsza ryba zwiastuje to co się  będzie działo w trakcie dalszej części roku więc już się w duchu szykuję na rekordowe połowy.

Widoczny na zdjęciach boleń 64 cm to wprawdzie żaden okaz  ale ryba bardzo przyzwoita, zwłaszcza jak na przełowioną do granic możlwości wrocławską Odrę.

Podbieranie bolenia

Jak większość moich boleniowych zdobyczy, padła ona ofiarą bezsterowego woblera-samoróbki a jedyny mój wędkarski niedosyt po dzisiejszym dniu to te dwa bolenie które się spięły. Obydwa odzyskały wolność dzięki własnej inwencji i kreatywności i obydwa użyły do tego celu podobnego rekwizytu. Pierwszy wypiął się wpływając w  zaczep w postaci grubej liny okrętowej, zwisającej od dziesięcioleci z pobliskiego larsenu, drugi wykorzystał do uwolnienia się moją własną linkę kotwiczną.

Boleń Odra

Niedługo później nad miasto nadciągnęła paskudna ulewa, która zmusiła mnie do pospiesznej ewakuacji z łowiska i przemoczyła do suchej nitki  ale i tak dzień zaliczam do udanych. Dogrywka w najbliższy czwartek, o ile pogoda pozwoli.

Poniżej filmik z całego zajścia:

 

Marudny Henio 🙂