Czerwiec dla mnie i Henia to chyba najbardziej wyczekiwany miesiąc w roku. Powodem owego wyczekiwania w żadnym razie nie są rozpoczynające się w tym miesiącu wakacje czy puszczanie wianków w Noc Świętojańską. Czekamy na rozpoczęcie sezonu sumowego! A przy okazji i trollingowego. Od pierwszego czerwca kończymy z nieprzystającym do naszego wieku i wędkarskiej godności wymachiwaniem kijami różnej gramatury i łowieniu bolków czy tam innego rybiego drobiazgu. Zaczynamy trollować! Majestatycznie, w tempie spacerowym, z marsowymi minami pływamy po naszym kawałku Odry i łowimy prawdziwe ryby, czyli sumy tak pod dwa metry i pięćdziesiąt kilo wagi.

Takie mamy przynajmniej co roku plany. Niestety rzeczywistość szybciutko je zazwyczaj koryguje i z owymi metrami i kilogramami jest zwykle dużo słabiej, jak w przedsezonowych założeniach. Słabiej, ale nie aż tak słabo, by nie było się czym pochwalić. Zwłaszcza, że dla przeciętnego wędkarza złowienie metrowej ryby było by życiowym sukcesem, więc te nasze “kijanki” potrafią pokłóć oczy sporej rzeszy wszelkiej maści zawistników 🙂

Pierwszy dzień sezonu sumowego na wrocławskiej Odrze. Jakichś szczególnych prezentów na Dzień Dziecka nie dostaliśmy. Ot trzy wymiarki, dwa zupełne maluchy

Tegoroczne otwarcie sezonu było dla nas średnio udane. O ile pod względem ilościowym wyglądało to nawet nieźle, to rozmiary prezentów, jakie dała nam Odra na Dzień Dziecka, pozostawiały wiele do życzenia. Pięć sumków, z tego trzy wymiarki, dwa kurduple. Optymistyczne było to, że coś się działo na wodzie. Łowiliśmy nie tylko my. Inne ekipy, a było ich sporo, też nie spłynęły z wody o kiju. To był dobry prognostyk, tak nam się wydawało, na następne dni. Skoro ruszyły się maluchy, to może i duże zaczną też brać. Wydawała się to potwierdzać pierwsza metrówka sezonu złowiona następnego dnia. I sygnały, że już padło kilka większych sztuk. Sami widzieliśmy udany hol takiego pod 150 cm.

Jest progres. Pierwszy meterek w sezonie złowiony drugiego czerwca

Metrówka z drugiego dnia dodała nam animuszu, ale w takcie kolejnych dni okazało się, że to był jednorazowy progres. Stanęliśmy na tym metrze i ani rusz wyżej. Sumki brały, ale tylko takie do metra, ewentualnie z małym groszem. Ponieważ zaczynamy nagrywać po każdym braniu, bo to nigdy nie wiadomo na początku, co tam się jak raz uczepiło, to nazbierało mi się sporo filmików z tymi “kijankami”. Żal mi było je wszystkie pokasować, to kilka z nich skleiłem w dłuższy filmik i opublikowałem pod żartobliwym tytułem “Plaga kijanek w Odrze”. Nawet, jak na nasze produkcje, miał sporą oglądalność. Pewnie gawiedź myślała, że to jakaś powtórka ze złotych alg 🙂

Plaga kijanek w Odrze. Co się wrzuci do wody woblera, to zaraz się jakaś czepia 🙂

Przy okazji sumowego trollowania udało mi się też otworzyć sezon sandaczowy, który rozpoczął się razem z sumowym. Na sumowego woblerka puknął całkiem przyjemny sandaczyk. Żaden potwór, ale nawet taki dobry sześćdziesiątak cieszy, bo od lat na naszym kawałku Odry z sandaczami cieniutko. Gdzie te czasy, gdy na sandacze szło się jak do sklepu. Wystarczyło trafić w rzekę byle świsterem, a już się jakiś czepiał 🙂

Pierwszy sandacz sezonu. Potwór to nie jest, ale przy sandaczowej bryndzy nawet taki sześćdziesiątak cieszy 🙂

Początek czerwca to nie tylko wędkarskie sukcesy. Wątpliwe z resztą 🙂 Przeprowadziliśmy także w pierwszych dniach czerwca znaczący eksperyment kinematograficzny. Do dyspozycji mamy dwie łódki, ale zazwyczaj pływamy jedną. Samemu nudno trollować, a w przypadku trafienia czegoś większego łatwiej podebrać zwierzaka. I zdjęcia wychodzą lepsze, gdy nie filmuje holujący, bo nie wychodzi z tego film o szczytówce wędki. To ostatnie nie do końca okazało się prawdą. Któregoś dnia pod wieczór znudziło mi się pływanie i zlazłem na brzeg poudzielać się towarzysko. Ale w końcu zeżarła mnie ciekawość i wypłynąłem drugą łódką zobaczyć, co tam u Henia słychać. A jemu jak raz wziął sumek taki pod 120 cm. Akcję filmowałem z perspektywy drugiej łódki i wyszło całkiem interesująco. Musimy to powtórzyć. Tyle, że na innych ustawieniach kamery i z bliższej odległości, bo kamerki strasznie oddalają i długimi fragmentami g… widać.

Hol suma 120 cm z perspektywy drugiej łódki

Po pierwszym tygodniu sezonu nie mieliśmy najlepszych humorów. Konkurencyjne ekipy miały już na kontach jakieś poważniejsze ryby, a my ze 120-tką Henia mieściliśmy się gdzieś w środku stawki zwykłych frajerów. Ale nie zamierzaliśmy się poddawać. I nasza wytrwałość została nagrodzona! 🙂 Dziewiątego dnia walnął mi wreszcie przyzwoity zawodnik. Sum 185 cm, a do tego grubas. Kulturysta, jak określił Henio. Motaliśmy się z nim z godzinę. Raz, że holowałem go na “miękkim” hamulcu, bo nie chciałem spaprać pierwszej dużej ryby sezonu. Dwa, to wiatr zepchnął nas na płycizny i nie mogliśmy w szuwarach najpierw suma zmęczyć do końca, a potem ustawić do podebrania. Ale jakoś daliśmy w końcu radę 🙂

Pierwszy przyzwoity sum w sezonie 2023

Sukces spory, 185 centów to już nie w kij dmuchał, ale nie udało nam się pójść za ciosem. Wszystko wróciło do normy, czyli znowu kręcimy się kole wymiaru ochronnego. A właściwie to Henio się kręci, bo mnie rozłożyło lumbago i nie mam sił na łowienie. Za dzień lub dwa wracam jednak na wodę i mam nadzieję, że mój kulturysta nie okaże się największą moją rybą sezonu 🙂

Wujek Janek 🙂