……… PZW najwyraźniej postanowił pójść w ślady Świętego Mikołaja i obdarował wszystkich grzecznych wędkarzy wspaniałym prezentem. Nie mam tu bynajmniej na myśli obniżki składek ani masowych akcji zarybieniowych atrakcyjnymi wędkarsko gatunkami ale raczej coś wręcz przeciwnego. Składki jak co roku poszły bowiem w górę a zamiast zarybień zarząd główny do spółki z zarządem okręgu wrocławskiego wymyślił akcję ODRYBIANIA naszych wód. Zmienione zapisy regulaminowe ograniczające ochronę suma i bolenia trudno bowiem interpretować inaczej niż jako świadome podżeganie wędkarzy do eksterminacji obu wymienionych gatunków.
Całkowite zniesienie okresu ochronnego i odrzański limit 5 sztuk, które wolno dziennie zapakować do wora, nie przyniosły jednak spodziewanych efektów- bolenia we wrocławskiej Odrze jest pod koniec maja nadal mnóstwo, mimo ogromnej presji wędkarskiej na wszystkich śródmiejskich odcinkach rzeki. Jaki ma w tym udział poczucie przyzwoitości kolegów po spinningowym kiju, którzy złowione bolki masowo wypuszczają, na ile jest to skutek małej atrakcyjności kulinarnej bolenia a na ile wędkarskiej impotencji mięsiarzy, którzy nie potrafią tej przerośniętej uklei ułowić nawet w czasie tarła- tego nie podejmuję się ocenić.
Najważniejsze że dzięki owemu nieoczekiwanemu prezentowi mogliśmy rozpocząć regularny sezon wędkarski 2018 o cały miesiąc wcześniej niż zazwyczaj i to w dodatku nareszcie z własnej łódki! A warto wiedzieć, że na „naszym” odcinku Oderki boleń w początkach kwietnia jest wprawdzie już po tarle (to dobroczynny wpływ ciepłych wód zrzutowych z elektrociepłowni) ale, mimo iż bierze jak opętany co najmniej do połowy maja, wcale nie jest go łatwo ułowić na pierwszej lepszej miejscówce. A na wiele atrakcyjnych wrocławskich łowisk trudno dotrzeć inaczej niż przy pomocy środka pływającego.
Najczęstszą wiosenną zdobyczą były takie właśnie 50-60 cm średniaki
Tegoroczne boleniowanie rozpocząłem jak zwykle przy pomocy własnoręcznie wykonanych bezsterowców ale co najmniej równie dobrą (a we wietrzne dni nawet lepszą) przynętę pokazał mi Wujek Janek, który ponoć wyczytał ten patent w jakimś antycznym poradniku wędkarskim. Były to wąskie i długie na 5-7 cm chromowane wahadłówki z grubej blachy, odpowiednio „klepnięte” gumowym młotkiem. Tak zdefasonowana wypłaszczona wahadłówka, zamiast generować w nurcie nieprzewidywalne wahnięcia i obroty wykonuje wyłącznie miarowe ruchy kołyszące, co znakomicie podnosi jej skuteczność. Podobnie rzecz się ma z woblerami- zwykle najlepsze wyniki przy połowach wiosennych boleni miałem używając tych imitacji uklei, które szły w wodzie „jak przecinak” bez jakiejkolwiek akcji lub jedynie lusterkując, czyli nieznacznie kołyszą grzbietem na boki. Nie inaczej było i w tym roku, choć nieźle dawały sobie radę także woblery od Wujka Janka o bardzo drobnej, szybkiej akcji.
Podstawowa boleniowa amunicja, woblery i wahadłówki na bolenie. Po prawej wahadłówki: klepnięta (ta na dole), i dla porównania fabryczna
Gdzie szukam ryb? Oprócz standardowych boleniowych miejscówek, jakimi są główki, rafy i kamienne opaski, w warunkach miejskich znaleźć można także szereg innych atrakcyjnych lokalizacji. Rutynowo obławiam pobliże filarów mostowych oraz wszelkich innych przeszkód zaburzających naturalny prąd wody, za warte sprawdzenia uważam również miejscówki o szybszym niż przeciętny nurcie. Na takich odcinkach drobnica trzyma się zwykle w pobliżu stromych burt brzegowych, dlatego ich bezpośrednie sąsiedztwo jest znakomitym miejscem polowań dla boleni- oraz dla mnie.
Majowy boleń z Odry z dziwaczną czerwoną naroślą na grzbiecie ( nowotwór?) .
Złowiony w pobliżu wrocławskiej Elektrociepłowni najdorodniejszy z majowych, sporo ponad 70 cm
Szczególnie efektywne połowy miałem tej wiosny w pobliżu oczkujących stad drobnicy, zwłaszcza jeśli koło nich widać i słychać było oznaki żerowania kilku rybich bandytów. Bo odrzańskie bolenie w kwietniu i maju żerują z reguły w stadach i właśnie ta okoliczność jest główną przyczyną wiosennych sukcesów ilościowych, nieosiągalnych dla mnie o innych porach roku gdy bolki częściej polują samotnie.
Początkowo chciało mi się jeszcze co dorodniejsze sztuki mierzyć
W trakcie gromienia wrocławskich boleni zdarzały się także przyłowy innych drapieżników, również takich, których obiegowa wędkarska opinia nawet nie podejrzewa o żerowanie w górnych partiach wody. Tej wiosny miałem na delikatnym boleniowym kiju m.in. kilka sumów, z których w łódce (a następnie, rzecz jasna, z powrotem w wodzie) wylądowały jedynie dwa najmniejsze, niespełna metrowe.
Najmniejszy z sumków (90) skuszonych boleniowym woblerem.
Ten miał całe 97 cm. Oba wąsate przyłowy wyjęte w kwietniu na lekki kijek cw do 15 g. Wzięły na płytko schodzącego boleniowego woblera
Pozostałe załatwiały sprawę ewentualnego holu szybko i odmownie, pozostawiając po sobie pamiątki w postaci rozgiętych kotwic i sporej porcji wędkarskiego wkurwu. W sezonie 2019 na boleniówkę awansuje więc chyba u mnie wędeczka o cw 80 g, zaś przynęty uzbroję czymś solidniejszym niż druciane kotwiczki. A na czerwiec, gdy skończy się okres ochronny drugiego nielubianego przez PZW drapieżnika, mam już wyszykowany kijek na którym wyjedzie i wąsata dwumetrówka, byle tylko zechciała się skusić na przynętę. Sumowe woblery już zakupione, czekają na swoją kolej, a ja niecierpliwie odliczać będę ostatnie dni maja.
PS. Podsumowanie sezonu boleniowego 2018 pod względem ilościowym wypada bardzo przyzwoicie (to oczywiście eufemizm, w życiu nie złowiłem tylu rapek w ciągu jednego sezonu), ostrożny szacunek wykazał ok. 50 złowionych boleni + co najmniej drugie tyle Wujka Janka. Wszystkim uśmiechającym się w tym miejscu z przekąsem fachowcom przez duże CH zwracam nieśmiało uwagę, że 100% ryb złowiono na śródmiejskim odcinku Odry, nieustannie obleganym z wody, lądu, a niewykluczone że także i z powietrza, przez tłumy spinningistów. Jakościowo rewelacji nie było (największa rapka mierzyła 74 cm), ale przy stosowanej przez nas metodyce połowu przynętę atakują głównie bolenie żerujące stadnie w strefie powierzchniowej, a wśród nich trudno o okazowe ryby. Poszukiwanie boleniowych samotników na większych głębokościach nieuchronnie skutkowało zapięciem za szmaty trącego się leszcza, a groziło czymś jeszcze gorszym- sumem na delikatnym boleniowym zestawie.
Te bolki na dnie łódki wyglądają jak w rybnym za komuny. Ale chyba być muszą – jak nie zamieścisz zdjęć, to nikt rozsądny nie uwierzy, że coś złapałeś 🙂
Wujek Janek robi na łódce tyle zamieszania, że wszelkie co większe bolenie wiały gdzie pieprz rośnie, ułowić jakiegoś udawało się niemal wyłącznie wtedy gdy pływałem w pojedynkę. Niestety wciąż jeszcze nie opanowałem ani sztuki robienia selfika w łódce z 60+cm rybą w rękach, ani techniki jej mierzenia metodą triangulacji laserowej. Z tego względu zarówno fotki jak i pomiary co przyzwoitszych boleni zmuszony byłem wykonywać sposobami opracowanymi przez ludy pierwotne, czyli kładąc zwierza na podłodze łódki i używając taśmy mierniczej
może napiszcie coś na temat ,, jak to Heniek dmuchnął w balon”
Henio niech napisze, mnie przy tym nie było. Cała rzeczna wie, że u nas na łódce tylko Henio spożywa i jak jest sam, to zaraz podpływają. Jak ja trzymam rumpel, to nikt się nami nie interesuje. Pimpek też nigdy nie dmuchał. Przynajmniej w balonik 🙂
Ano pływa policja wodna i jak ma humor to każe dmuchać. Jak już się zorientowałem co i jak to brałem ze sobą bezalkoholowe 1/100 Kormorana (polecam) i było po problemie. Ale pierwszy raz podpłynęli do mnie jak stałem na kotwicy i łowiłem bolenie, popijając zwykłą IPA 5.5 volt. Na ich alkomacie wyszło bodaj 0.26 promila, na moim 0.18. Na szczęście stałem na kotwicy (zabronione jest tylko pływanie w stanie wskazującym) to mi palcem pogrozili i zakazali ruszać się lódką przez godzinę. Ale jak po 15 minutach alkomat pokazał 0.0 (przez kilka minut po łyknięciu piwo jest obecne w ślinie co powoduje fałszywie zawyżone wyniki) to sobie swobodnie popynąłem na inne łowisko. No i tyle. Warto wiedzieć że kierowanie środkami pływającymi na bani jest obecnie tak samo karane jak prowadzenie auta pod wpływem (w zależności od stężenia alko grzywna lub sprawa sądowa z możliwością utraty prawa jazdy, a w skrajnych przypadkach nawet odsiadki) i taka sama jest górna granica dopuszczalnej zawartości alko.
Ty się weź za zaległe teksty, a nie komentarzyki ze Stasiukiem wymieniaj 🙂