Tegoroczny sezon sumowy, przynajmniej jak na razie, jest dla nas rekordowym. Niestety, jego „rekordowość” nie objawia się łowieniem co drugi dzień dwumetrowych potworów. W ogóle z rozmiarami łowionych sumów jest nietęgo. Za to ilości wyciągniętych sumów biją wszelkie nasze dotychczasowe osiągnięcia. Do dziś lekko licząc setka wąsaczy odwiedziła pokład naszego Krakena.

Głównie to takie kijanki kole wymiaru, 60-80 cm. Ale zdarzyło się też kilka, a nawet kilkanaście większych. Takich po 120, 130 cm. No i metrówek też trochę. Nie oznacza to jednak, ze sumy brały jak wściekłe codziennie od rana do wieczora. Codziennie faktycznie brały, ale praktycznie aktywne były przez godzinę, góra dwie. A wcześniej czy później cisza. To nie stanowiło by problemu, ale nie sposób było się dopatrzeć w tym jakiejś prawidłowości.

Jednego dnia ruszały się koło południa, innego pod wieczór. Trafił nam się taki wieczór cudów. Pływaliśmy sześć godzin bez choćby jednego kontaktu z rybą. A potem, gdy już spływaliśmy zniechęceni, na ostatniej prostej sumek koło metra. Powtórzyliśmy przejazd, bo skoro biorą… No i w półtorej godziny pięć sumów, z tego dwie stotrzydziestki, jedna stodwudziestka i dwie metrówki. I się urwało. Katowaliśmy wodę jeszcze z godzinę aż do zmroku ale po sumach nie było śladu.

Najprzyjemniejszy wieczór w tym sezonie 🙂

W następny dzień brania zaczęły się koło szesnastej, skończyły zaraz po piątej. Kilka kijanek i jedna stotrzydziestka pod Mostem Milenijnym. I gdzie tu jakaś prawidłowość?

Stotrzydziestka spod Milenijnego

Miłym akcentem końcówki czerwca i początku lipca było stwierdzenie, ze na naszym odcinku Odry są jeszcze szczupaki. Jeszcze kilka lat temu przy trollowaniu były częstym przyłowem. W zeszłym roku znikły. Już podejrzewaliśmy z Heniem, że je przeróżnej maści konsumenci wyłapali do cna i zeżarli. Potwierdzał to początek czerwca – zero szczupłych. A tu pod koniec miesiąca niespodzianka. Szczupaki powyłaziły z ukrycia i zaczęły brać. Nie żeby jakieś potwory, ale z dziesięć wymiarków się nam trafiło. Kilka z nich na filmiku poniżej 🙂

A już myśleliśmy z Heniem, że szczupaki na naszym kawałku Odry zostały do cna wyżarte. A tu proszę 🙂

Na początku napisałem, że ten sezon jest dla nas rekordowy w ilości łowionych sumków. To nie do końca prawda, bo padł też rekord wielkości. Henio poprawił życiówkę w kategorii “Najmniejszy sum na trolling”. Dwudziestocentymetrowy łakomczuszek walnął mu na woblera licząc ze sterem tak piętnastocntymetrowego 🙂

Mikrosumek łakomczuch 🙂

Nie tylko szczupaki trafiały nam się jako przyłów. Henio powetował sobie wiosenne niepowodzenia w łowieniu okoni i na sumowego woblera na górkach przy policji wywalił pięknego czterdziestaka.

Okoń 40cm na trolling

Ja z kolei na kamieniach przy cyplu wyjąłem klenika. Takiego z 25cm. A wobler czternaście centymetróe, nie licząc steru. Ambitny sobie cel wybrał 🙂

Ambitny klenik 🙂

To, że Henio ma słaby zaskok i odpala powoli to wiedziałem od dawna. Ale ostatnio przeszedł sam siebie. Otworzył sezon boleniowy z przeszło dwumiesięcznym opóźnieniem. Cała zimę szykował jakieś dziwactwa na bolenie, które w maju bolki totalnie olały. A tu założył sumowego wobka haniebnej urody i sezon boleniowy otwarty 🙂

Pierwszy boleń Henia w sezonie

Nie tylko my z Heniem zawzięliśmy się na sumy. Z Pimpka też zrobił się prawdziwy łowca wąsatych. Cały czas czujnie obserwuje wędki, gdy tylko coś drgnie leci pomagać. To nie jest szkodliwe. Za to ujadanie, które rozpoczyna, gdy ryba jest już na powierzchni, jest już deko męczące. A nawet dwa deko 🙂 W ogóle, to Pimpek uwielbia oblizywać ryby, a szczególnie sumy. Do tej pory w miarę grzecznie czekał poszczekując, aż dostanie jakiegoś do polizania. Zauważył jednak, że najczęściej zanim zdąży dobrać się jęzorem do zwierzaka, my go wyrzucamy za burtę. To zradykalizował swoje poczynania i teraz od razu usiłuje złapać zdobycz za ogon zębiskami i przytrzymać 🙂

Trochę wbrew przepisom – zębiskami za ogon 🙂

Cóż, już połowa lipca i niestety sumy coraz mniej chętnie współpracują. Henio odgraża się, że zacznie łowić w pionie na małże. Ja, jeżeli trend się nie odwróci, jadę do siebie na wieś, nad Parsętę. Ale mam nadzieję, ze jeszcze w lipcu trafię kilka sumków w przyzwoitym rozmiarze.

Wujek Janek 🙂