Pewnie ten wpis oburzy ortodoksyjnych wyznawców wędkarskiej etyki, gdyż będzie o holu suma podhaczonego za ogon. Nie przejmuję się oczywiście ich zdaniem. Zazwyczaj to pacjenci legitymujący się dwoma wymiarowymi okonkami i jednym krótkim szczupaczkiem, i o prawdziwym wędkarstwie mający pojęcie raczej mgliste. Każdy rasowy spinningista wie, że nie ma siły, by co jakiś czas czegoś nie podhaczyć za szelki. A to się najedzie na jakiegoś śluzaka, a to drapieżnik nie trafi bądź w ostatniej chwili zrezygnuje i nadziewa się bokiem na kotwice czy inny haczyk. Ważne, by nie podhaczać ryb specjalnie. To już jest wtedy zwyczajny, ordynarny szarpak.

W ogóle to z sumami jest pewien kłopot. A właściwie to z ich celnością. Wygląda na to, że brak im sprytu i zwinności, by mimo posiadania wyjątkowo szerokiego uśmiechu, połknąć woblerka. O ile jeszcze te najmniejsze sobie radzą, to większe lubią mieć kotwice wbite na zewnątrz pyska. Notujemy też sporo pustych uderzeń i spięć po kilku sekundach holu. Jednak sumek któremu poświęcam ten wpis przywalił wzorowo. Nie zamierzał się też wypinać. Za to poszedł ostro do powierzchni i zaczął w szybkim tempie odjeżdżać na hamulcu. Nawet w pierwszej chwili myślałem, że to okazowy szczupak zamierza zrobić świecę. Już się cieszyłem na piękne ujęcie 🙂

Uciecha uciechą, ale musiałem zwierzaka gonić na wstecznym, bo ciągnął straszliwie. Po chwili pokazuje się na powierzchni. Nie ma już wątpliwości. To spory sumek podhaczony za ogon. Etyka etyką, ale jakoś drania trzeba było podciągnąć do łódki, by wypiąć mu woblera. Nie było to proste, bo sum szedł jak motorówka, a podciągnięty do łodzi dalej dokazywał wymachując ogonem na prawo i lewo. Z początku myślałem, że da się sumka wyhaczyć w wodzie, ale nijak nie mogliśmy się dobrać mu do ogona. Na dodatek wobler siedział głęboko i wyszarpnięcie go na wydrę skończyło by się albo sporą raną, albo puszczeniem suma z woblerem w ogonie. Nie było rady, musieliśmy jakoś wtaszczyć suma do łódki.

Klasyczne podebranie za dolną szczękę nie wchodziło w rachubę. Sum cały czas łeb trzymał w wodzie, pokazywał co najwyżej ogon. Zdecydowaliśmy się na użycie podbieraka. Podbierak mamy spory, ale wozimy go raczej z myślą o szczupakach – przy sumowym sprzęcie nawet metrowy szczupak to nie przeciwnik i szkoda czasu na męczenie go tak, by dał się podebrać ręką. Ale sześć kilo metrowego szczupaka to jednak nie to samo, co dwadzieścia pięć prawie półtora metrowego suma. Nie myślałem, że się zmieści.

Henio kilka razy próbował najechać podbierakiem na łeb suma. Chyba za piątym razem się udało. Dopchnąłem jakoś ogon i przeciągnęliśmy suma przez burtę. Tu już bez większych emocji. Wypięcie woblera, jeszcze pomiar dla porządku (miał 140 cm) i po chwili sumek był już wolny. Nawet nam cała akcja sprawnie poszła. Tyle, że drogo nam ten sumek wyszedł. Co prawda uratowałem woblera (i przy okazji całość sumiej d…) ale podbierak po tym eksperymencie mamy połamany, czyli stówka poszła w piach. Choć w zasadzie to do wody 🙂

Poniżej kilka fotek z całego zajścia. Oczywiście będzie i filmik, ale znając Henia, to pewnie nieprędko i taki mały fotoreportaż musi na razie wystarczyć 🙂

Nie da się ukryć, sum podhaczony jest za ogon

Henio usiłował wsadzić choć kawałek suma do podbieraka, ale łatwo nie było 🙂

Tu kolejny raz sum zwiewa z siatki

W końcu Henio jakoś mu wsadził podbierak na łeb…

Dopchnąłem tylko ogon…

Przeciągnięcie suma przez burtę

I już sumek w łodzi 🙂

Prezentacja. Sum 140 cm, czyli mały 🙂

Sumek w dobrym w miarę zdrowiu wraca do wody 🙂

3.07.2019

Tak to wyglądało 🙂