Tegoroczny maj nie należał pod względem wędkarskim do szczególnie udanych. Przynajmniej dla nas. I nie ma tu co zwalać winy na dziwaczną pogodę i inne takie. Po prostu o braku sensownych sukcesów przesądziło przede wszystkim nasze lenistwo. Zwyczajnie w naszym wieku nie chce się nam organizować jakichś straszliwych wypraw, zwiedzać całego okręgu i tłuc dziesiątków kilometrów na piechotę w poszukiwaniu bolków, szczupaków, kleni czy jazi. Po prostu wsiadamy do łódki i płyniemy na ciepłą wodę na bolenie.
Pod elektrociepłownią nie jest w maju już tak pięknie, jak dawniej. Da się jeszcze wyjąć jakiegoś bolka, ale wyniki nie porażają.
Jeszcze całkiem niedawno był to doskonały sposób na wędkarskie zagospodarowanie maja. Niestety modernizacja elektrociepłowni sprawiła, że ciepła woda nie płynie już dzień i noc wabiąc ryby z całej okolicy. Puszczają ją sporadycznie o różnych porach, nieszczególnie ciepłą w dodatku i z wędkarskiego El Dorado zrobiła się taka sobie miejscówka. Boleń tam jedynie zagląda, a nie tak jak dawniej, gdy urzędował tam cały czas. Nadal da się tam wydłubać jakiegoś bolka, ale wyniki nie porażają.
W maju pod elektrociepłownią dokuczały nam sumy. Na filmie chyba jedyny, któremu nie udało się zeżreć nam woblera.
Dodatkową przeszkodą były żerujące z powierzchni sumy. Zawsze tam w maju siedzą, ale w tym roku to przesadziły. Tylko pojawiała się ciepła woda, to i one. Pewnie wynika to z faktu, że nie tylko my, ale także sumy usiłowały maksymalnie zagospodarować te krótkie chwile. Łowimy bolenie na delikatny stosunkowo sprzęt i praktycznie każdy kontakt z sumem kończył się urwaniem czy przetarciem plecionki. Moglibyśmy użyć pancerniejszych kijów i grubszych plecionek, ale nastawianie się w maju na sumy nie było by specjalnie sportowe.
Sandaczyk wcześniak – postanowił już w maju dać się złowić Heniowi
Nie tylko sumy zlekceważyły okres ochronny i fakt, że powinny siedzieć na tarle, a nie zżerać nam boleniowe woblery. Swoich sił w maju pod elektrociepłownią próbował także inny wcześniak, tym razem sandacz. Całkiem przyjemny, ale z nim Henio poradził sobie bez problemu. Mi trafił się za to już całkowicie “legalny” szczupak, rzadki gość pod elektrociepłownią. Gość rzadki, ale za to wyjątkowo skoczny. Też skusił się na boleniowego wobka bez akcji.
Wyjątkowo skoczny szczupak spod elektrociepłowni.
Mimo moich narzekań jeszcze tak do połowy miesiąca pod elektrociepłownią coś się działo. Potem zrobiła się totalna lipa. Ciepła woda znikła, boleń rozpłynął się po całej Odrze, nietypowych jak na to miejsce ryb też już nie było. Jeszcze próbowaliśmy poszukać bolka gdzie indziej, ale to szukanie igły w stogu siana. Na naszym odcinku Odry nie ma takich typowo boleniowych miejscówek jak np. główki, które bolki okupują przez cały dzień i boleń pływał praktycznie wszędzie. Czyli nigdzie i “na rozum” nie dało się go złowić. Pod koniec maja, by nie wracać z wody o kiju, wzięliśmy się za łowienie okoni. Szału nie było, ale przynajmniej brało cokolwiek.
Majowe okonki. Szału nie było, ale coś tam się działo.
Podsumowując maj, to może nie udało się nam pobić ilościowych czy jakościowych życiówek i w sumie z rybami było licho. Ale godzin, a było ich sporo, spędzonych przyjemnie na łódce nikt nam nie odbierze. I w sumie w wędkarstwie o to chyba chodzi. By spędzić miło czas w eleganckich okolicznościach przyrody!
Wujek Janek 🙂
Najnowsze komentarze