Człowiek słabym jest, na przeróżne nałogi podatnym. Dwa dni na rybach nie byłem i już zespół odstawienia zaczął mi się dawać we znaki. Ale jak raz to da się leczyć. Terapię rozpoczynamy dopiero wczesnym popołudniem, bo Heniowi studentów się namnożyło i do roboty musiał wyskoczyć. Pogoda wspaniała, słońce, ciepło. Złota polska jesień w wydaniu klinicznym. Tylko Pimpek jak zwykle niezadowolony i drze mordę straszliwie. Aż mi pudełko z woblerami podskakuje.

Sumy jakoś nie chcą ostatnio współpracować, okonków w stadach jeszcze na zimowisku nie ma – woda chyba za ciepła, więc zdecydowaliśmy się na opcję szczupak/okoń, czyli lżejszy trolling wzdłuż brzegu. Decydujemy się sprawdzić cypel oddzielający Kanał Żeglugowy od Przeciwpowodziowego na Różance. To na początek, a później się zobaczy.

Pimpek jak zwykle niezadowolony i drze mordę straszliwie. Ale przy takich mikrookonkach trochę racji co do tego niezadowolenia to ma.

Wybór łowiska wymusza na nas grasująca po okolicy banda zasrańców, ładują do wora wszystko, co z wody wyciągną i bliższe przystani miejscówki tak jakby sterylne się porobiły. Nienażarci tacy, k… ich mać. Tak na marginesie, jak można zżerać własne zabawki. Przecież to XXI wiek, środek zjednoczonej Europy, a tu ani kultury, ani gospodarskiego myślenia. Porażka. Dobrze chociaż, że limity i wymiary przestrzegają.

Biorą tylko małe okonki. Duma łowcy odwrotnie proporcjonalna do rozmiarów zdobyczy.

Ruszamy tak koło czternastej, po drodze Henio wywala dwa widelce, ja odpowiadam okonkiem. Coś się dzieje, zapowiada się dobrze. Niestety, na miejscu bryndza. Pada tylko z dziesięć okonków, drobiazgi po piętnaście centymetrów. Z wyjątkiem jednego, Henio wyjął ciut większego, ale i tak, jak na planowane Eldorado, to kompletna klapa.

Okonek Henia. Jedyny w miarę przyzwoity.

Różanka nie wypala, więc wracamy w okolice mostów Milenijnego i Kolejowego. Też nic. Pod elektrociepłownią gorzej nie jest, bo gorzej już być nie może. Kręcimy się po wodzie do wieczora, ale bez rezultatu, rzutem na taśmę doławiam jeszcze okonka.

Wyniki słabiutkie, właściwie żadne, ale spływamy zadowoleni jak mało kiedy. Przecież to końcówka sezonu, a tu taki prezent od pogody. Wypad ze wszech miar udany, zwłaszcza, że objawy zespołu odstawienia (brzydki nałóg i te dwa dni postu, o których wspominałem na początku) ustąpiły. Ale jednodniowa terapia to (tu pomijam to, co się zazwyczaj w tym miejscu dodaje) nie terapia i jutro robimy powtórkę! Trzeba dbać o zdrowie!

 

 

Na temat dodawania komentarzy…